wtorek, 24 marca 2009

Połowa, część 1

Blask wschodzącego słońca prześwietla ci duszę. Czujesz, że twoje myśli promieniują światłem tak czystym i delikatnym iż trudno znaleźć ci coś bardziej przejrzystego. Układasz je więc spokojnie, bez pośpiechu i plątaniny. Zmysły okryte resztkami snu budzą się do życia zsuwając z siebie okruchy nocy. Ciszę, która wówczas panuje, trudno porównać do żadnej innej. To krzyk nowonarodzonego dnia. Odgłosy budzących się do życia owadów i ptaków tworzą coś na wzór symfonii. Słyszysz ich poranną toaletę, rozmowy przy śniadaniu, śpiew mający obudzić resztę słodko drzemiących stworzeń. Stojąc nad brzegiem rzeki, podglądając przyrodę w tak intymnym momencie, uznasz zachody słońca za te przereklamowane, a śmietankową powłoczkę unoszącą się tuż nad taflą wody pożresz wzrokiem. I pokochasz widok kremowo-waniliowego nieba.

Lubiła tam przychodzić. Siedziała na brzegu do momentu gdy całe to zjawiskowe rozpoczęcie dnia nie spowszedniało jej do tego stopnia, iż uznała, że przedstawienie chyba się skończyło, a noc odeszła na dobre.

Zdejmowała przemoczone od porannej rosy buty i wracała do domu. Szła poboczem asfaltówki, po drodze mijały ją pojedyncze samochody zmierzające w kierunku Krakowa. Właściwie każdego dnia oglądała wschody słońca. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że trwało to już od czterech lat. Klara cierpiała na bezsenność. Odwiedziła chyba wszystkie poradnie neurologiczno- psychiatryczne w całym Krakowie i okolicach. Skutek? Masa recept na tabletki ziołowe, które i tak nie dawały żadnego efektu, skierowanie do kliniki leczenia narkolepsji i bezsenności, porady dotyczące picia gorącego mleka, uprawiania sportu i liczenia baranków. A ona i tak nie spała. Po dwóch latach wojowania ze swoją dolegliwością, nauczyła się żyć bez snu.

Przeprowadziła się na wieś, gdzie zamieszkała w domu z werandą i ogrodem, o którym zawsze marzyła. To tu poczuła, że jej życie ma jeszcze jakiś sens. Nawet nie umiała wytłumaczyć dlaczego. Po prostu to wiedziała.

Mieszkanie należało do jej zmarłej babci. Było duże. Jak mówili inni „Zbyt duże” dla samotnej, młodej dziewczyny. Przestronna sień, średniej wielkości kuchnia, pokój sypialny po jednej, ogromna biblioteczka i garderoba po drugiej. Obie części przedzielał długi korytarz. Klara nazywała je pierwsza i drugą połową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz