czwartek, 16 kwietnia 2009

Pomarańcze, część 2

- Popatrz, jak to ładnie wygląda- powiedziałam, wskazując na pole pełne maków.

-Hmmm... No - opowiedział Rysiek dopijając resztkę coli z plastikowej butelki.

-Zerwiesz mi kilka? -Spytałam. Spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem, po czym się uśmiechnął.

-Jasne.

Patrzyłam jak znika w oddali, jak nachyla się i zrywa czerwone maki. Jak starannie układa z nich bukiet, jak wraca, patrząc prosto przed siebie, na mnie.

- Proszę. - Wręczając mi kwiaty, delikatnie, niczym speszony chłopiec na pierwszej randce, całuje mnie w policzek. Patrzymy sobie prosto w oczy. Po chwili on odwraca wzrok. Widzę, że czuje się nieswojo.

-Ruszajmy - mówi. Wsiadamy na motocykl i jedziemy dalej. Wiatr rozwiewa mi włosy. Przyciskam policzek do karku Ryśka. Czuję się dziwnie szczęśliwa. Jak zakochana nastolatka, która po raz pierwszy dostała kwiaty i pocałowała się z chłopakiem, za którym nieziemsko szaleje.

Po dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu.

- Wypakujmy się na początku, potem pójdziemy się zameldować -oznajmia Rysiek. Chwyta za walizki i idzie w kierunku drewnianego domku w werandą. Ruszam za nim.

- Ładnie tu- mówię.

- Tak.

- Wydaje mi się, że skądś znam to miejsce.

Uśmiecha się.

- Na razie zobaczyłaś tylko drzewa i drewniany domek. Z czym mogą ci się kojarzyć takie detale - odpowiada ironicznie.

-Nie wiem. Jakoś tu…swojsko.

Otwieramy drzwi. Domek jest mały, zaledwie jedno duże łóżko, mała kuchenka, szafa. Zostawiamy walizki, nie ma sensu się wypakowywać. Bo niby gdzie? Do tej malutkiej komody?

-Chyba się zdrzemnę.

Rysiek położył się na łóżku.

-Jasne -opowiadam. Stoję jak ta głupia pośrodku pokoju. Zdrzemnie się. Jasne. Będzie spał. No tak. A ja?

-A ja?

Nie usłyszałam odpowiedzi. Zasnął. Wyszłam na werandę i usiadłam w wiklinowym krzesełku. Było mi jakoś dziwnie smutno. Czar postoju przy makowym polu prysł, a mi znowu chciało się płakać. Tym razem jak pięcioletniej dziewczynce, która zgubiła ulubionego misia…

Siedzieliśmy na brzegu jeziora i rzucaliśmy kamienie do wody. Czułam na sobie wzrok Ryśka.

-Olga…

Spojrzałam mu w oczy.

-Hm?

Znowu się speszył. Odwrócił wzrok i zaczął patrzeć w dal. Milczeliśmy.

-Unikasz mnie- w końcu przerwałam krępującą ciszę.

Rysiek milczał.

-Ale dlaczego? Co? Wstydzisz się mnie? Jestem ci obca…

- Nie!

- Więc…

Czułam jak drży mi broda.

Ukrył twarz w dłoniach. Zamknęłam oczy i z całej siły przygryzałam wargi, broniąc się w ten sposób przed usłyszeniem prawdy. Jednak nie usłyszałam nic. Poczułam tylko lekki powiew wiatru i oddech Ryszarda przy prawym uchu. Jego palce dotykały moich ust, nosa, powiek. Pocałował mnie w szyję i …

-Uciekaj, Olga- szepnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz