- Popatrz, jak to ładnie wygląda- powiedziałam, wskazując na pole pełne maków.
-Hmmm... No - opowiedział Rysiek dopijając resztkę coli z plastikowej butelki.
-Zerwiesz mi kilka? -Spytałam. Spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem, po czym się uśmiechnął.
-Jasne.
Patrzyłam jak znika w oddali, jak nachyla się i zrywa czerwone maki. Jak starannie układa z nich bukiet, jak wraca, patrząc prosto przed siebie, na mnie.
- Proszę. - Wręczając mi kwiaty, delikatnie, niczym speszony chłopiec na pierwszej randce, całuje mnie w policzek. Patrzymy sobie prosto w oczy. Po chwili on odwraca wzrok. Widzę, że czuje się nieswojo.
-Ruszajmy - mówi. Wsiadamy na motocykl i jedziemy dalej. Wiatr rozwiewa mi włosy. Przyciskam policzek do karku Ryśka. Czuję się dziwnie szczęśliwa. Jak zakochana nastolatka, która po raz pierwszy dostała kwiaty i pocałowała się z chłopakiem, za którym nieziemsko szaleje.
Po dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu.
- Wypakujmy się na początku, potem pójdziemy się zameldować -oznajmia Rysiek. Chwyta za walizki i idzie w kierunku drewnianego domku w werandą. Ruszam za nim.
- Ładnie tu- mówię.
- Tak.
- Wydaje mi się, że skądś znam to miejsce.
Uśmiecha się.
- Na razie zobaczyłaś tylko drzewa i drewniany domek. Z czym mogą ci się kojarzyć takie detale - odpowiada ironicznie.
-Nie wiem. Jakoś tu…swojsko.
Otwieramy drzwi. Domek jest mały, zaledwie jedno duże łóżko, mała kuchenka, szafa. Zostawiamy walizki, nie ma sensu się wypakowywać. Bo niby gdzie? Do tej malutkiej komody?
-Chyba się zdrzemnę.
Rysiek położył się na łóżku.
-Jasne -opowiadam. Stoję jak ta głupia pośrodku pokoju. Zdrzemnie się. Jasne. Będzie spał. No tak. A ja?
-A ja?
Nie usłyszałam odpowiedzi. Zasnął. Wyszłam na werandę i usiadłam w wiklinowym krzesełku. Było mi jakoś dziwnie smutno. Czar postoju przy makowym polu prysł, a mi znowu chciało się płakać. Tym razem jak pięcioletniej dziewczynce, która zgubiła ulubionego misia…
Siedzieliśmy na brzegu jeziora i rzucaliśmy kamienie do wody. Czułam na sobie wzrok Ryśka.
-Olga…
Spojrzałam mu w oczy.
-Hm?
Znowu się speszył. Odwrócił wzrok i zaczął patrzeć w dal. Milczeliśmy.
-Unikasz mnie- w końcu przerwałam krępującą ciszę.
Rysiek milczał.
-Ale dlaczego? Co? Wstydzisz się mnie? Jestem ci obca…
- Nie!
- Więc…
Czułam jak drży mi broda.
Ukrył twarz w dłoniach. Zamknęłam oczy i z całej siły przygryzałam wargi, broniąc się w ten sposób przed usłyszeniem prawdy. Jednak nie usłyszałam nic. Poczułam tylko lekki powiew wiatru i oddech Ryszarda przy prawym uchu. Jego palce dotykały moich ust, nosa, powiek. Pocałował mnie w szyję i …
-Uciekaj, Olga- szepnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz