Po tragikomicznym (ze zdecydowaną przewagą komizmu) "Dziewięć razy", adaptacji doskonałego opowiadania "Dziewięć kochanek kawalera Dorna" Kornela Makuszyńskiego, zapragnęłyśmy z Karoliną stworzyć spektakl bardziej kameralny, mocniej skoncentrowany na emocjach i postawach bohaterów. Szukałyśmy dramatu klasycznego, sprawdzonego, z wyrazistą, intrygującą rolą kobiecą. "Hedda Gabler" Ibsena spełniała te warunki. Jakiś czas po tym, jak przedstawiłyśmy pomysł grupie, okazało się, że tekstu, mimo iż doskonałego, jest na nasze możliwości za dużo, również zastosowana w sztuce jedność czasu, miejsca i akcji nie działała na naszą korzyść. Poza tym potrzebowaliśmy jeszcze jednej postaci kobiecej. Podjęliśmy zatem decyzję o tym, że po pierwsze utwór uwspółcześnimy, po drugie zdynamizujemy, pokazując pewne zdarzenia, zamiast o nich opowiadać, a po trzecie zostawimy tylko to, co odczytujemy jako kanwę historii. Uznaliśmy, że owym sednem są relacje między bohaterami, motywy, jakimi każda z postaci kieruje się w życiowych wyborach, ich samotność, smutek, rozczarowania.
Tytułowej bohaterce dramatu Ibsena zwykle przypisuje się cynizm, żądzę władzy, a nawet zimne okrucieństwo. Dla mnie jest to przede wszystkim kobieta, która przeraźliwie boi się życia, jednocześnie namiętnie go pragnąc. Mieszczańska egzystencja przy boku poczciwego, ale niezbyt błyskotliwego męża jest nudna i pospolita, ale na pójście drogą namiętności Hedda (Karolina Sieńkowska) nie zdecyduje się nigdy z obawy przed skandalem. Jej mąż (Piotr Jakubczak) natomiast wydaje się bardziej dbać o zewnętrzną życiową stabilizację niż o autentyczne potrzeby i pragnienia żony oraz jakość ich wzajemnych relacji. Co jednak nie znaczy, że nie cierpi, gdy uświadamia sobie, że nie jest dla Heddy nikim ważnym. Spotkanie z Eilertem (Patryk Fijałkowski), dawną fascynacją, zburzy zimny spokój Heddy. Zazdrosna o pozytywny wpływ, jaki wywarła na niego Thea Elvsted (Agnieszka Elward), zakochana w Eilercie do tego stopnia, że jest gotowa porzucić męża i dotychczasowe życie, żeby przy nim być, Hedda chce również zakosztować władzy nad drugim człowiekiem. Jednak rzeczy dzieją się nie tak, jakby sobie tego życzyła. Oto bowiem pozorny przyjaciel domu, Brack (Grzegorz Ćwil), okazuje się zręczniejszym od niej manipulatorem i ostatecznie to on zdobywa władzę nad Heddą. Nie cieszy się z niej jednak zbyt długo. Hedda, nie bacząc na to, że nosi w sobie nowe życie ( a to Życie przecież przeraża ją najbardziej) doprowadza wszystko do finału. Najzgrabniejszego jaki tylko potrafi sobie wyobrazić...
Świat, jaki oglądamy przez okno Ibsenowskiego dramatu to świat, w którym brakuje prawdy. Niby dużo się tu rozmawia, ale prawie nigdy szczerze i otwarcie. Nikt by jednak nie uniósł ciężaru prawdy, za którą nie stoi miłość. A tu, niestety, nikt nikogo nie kocha naprawdę...
Zachęcam gorąco do lektury wciąż aktualnych dramatów Ibsena.
Tymczasem zapraszam do obejrzenia zdjęć z naszej premiery (zdjęcia powiększają się po kliknięciu):
Eilert (Patryk Fijałkowski), Thea, Hedda, Tesman i Brack
Eilert, Diana (Klaudia Maison), Tesman
Ukłony:) Agnieszka Sieńkowska(scenariusz i reżyseria), Anna Zalewska, Ewelina Twardowska (ekipa techniczna)
Eilert, Diana (Klaudia Maison), Tesman
Ukłony:) Agnieszka Sieńkowska(scenariusz i reżyseria), Anna Zalewska, Ewelina Twardowska (ekipa techniczna)